Londyn, Paryż, Nowy Jork… Metropolie, które męczą.

Bez kategorii, LIFESTYLE, Męczy i dręczy | 8 Komentarze

Na wieś zabitą dechami jeszcze się nie wybieram, ale wielkie metropolie nie są już dla mnie. Warszawa jeszcze daje radę, ale Londynowi podziękuję. Czy to starość, czy po prostu zmiana priorytetów?

Kiedyś duże miasta wzbudzały we mnie zachwyt. Dodawały energii i motywowały do działania. Dziś jest odwrotnie. Tłum, hałas i wielkie odległości pozbawiają mnie dobrych wibracji i po prostu męczą. Kiedyś przepełniony pub i przekrzykiwanie się ze znajomymi nie stanowiły problemu. Dziś wybieram restaurację na uboczu, gdzie mogę nie tylko dobrze zjeść, ale i w spokoju porozmawiać. Jeżdżenie komunikacją z jednego końca miasta na drugi też nie wzbudzało we mnie kiedyś negatywnych emocji. Dziś chcę być jak najszybciej na miejscu i to najlepiej jadąc samochodem i omijając korki. Mieszkając w Warszawie to raczej się wyklucza, ale i tak nieźle sobie radzę. Moja siostra pewnie powiedziałaby: “Oj Emi… nie marudź, starzejesz się”. Może coś w tym jest, bo przecież coraz więcej ludzi wyprowadza się na wieś na stare lata, ale czy moje 33 wiosny to już starość? Nie przesadzajmy… Aż tak źle ze mną nie jest. Dojenie krów, uprawianie własnej marchewki i dojeżdżanie 2 godziny do pracy nie jest dla mnie. Skrajności to w ogóle nie moja bajka. Wolę równowagę i to w różnych sferach życia. Jak to jednak jest u mnie z tą ucieczką od zgiełku wielkich miast?

Jeśli znasz mój wpis o Zlocie czarownic, to wiesz, że pod koniec października byłam przez kilka dni w Londynie. Wcześniej odwiedziłam go w lipcu, więc mogłabym polubić to życie wielkiego miasta. Wprawdzie sama mieszkam w Warszawie, ale szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie życia w jeszcze większym mieście. Londyn już jest za duży, za głośny, zbyt chaotyczny. Pomimo świetnie rozwiniętej komunikacji i aż dwunastu linii metra, przemieszczanie się z jednego miejsca na drugie bywa męczące. Samo przejście między stacjami oznacza nieraz solidny spacer. Takie przechadzki przez kilka dni są świetne, ale żeby tak na co dzień? To już nie mój świat. Przyznaję, że bliżej mi w ostatnich latach do małego miasta w Holandii, gdzie mieszka moja siostra, niż do światowych metropolii.

Pomimo, że mieszkam w Warszawie, to wyprowadziłam się z dzielnicy, na której wciąż powstają nowe budynki, a wyjście na zewnątrz oznacza hałas ciężarówek, walkę o miejsca parkingowe i wstrzymywanie oddechu w obawie przed duszącym kurzem i piachem. Gdybym miała być dokładna, to właściwie mieszkam kilkaset metrów za tabliczką “Warszawa”. Teraz mam ciszę i spokój. Widok z kuchni i salonu na piękne drzewa i świadomość, że obok nie wyrośnie żaden blok jest cudowna. Jednocześnie jestem tak blisko “uroków” stolicy, że wystarczą 3 minuty jazdy samochodem, a już mogę korzystać ze wszystkich dobrodziejstw wielkiego miasta. To dla mnie sytuacja idealna. A może tak kiedyś zamieszkać na małej greckiej wyspie lub w Australii nad brzegiem oceanu? Macie swoje wymarzone miejsca na Ziemi?

Na moim osiedlu - Fot. Emilia Lis

Na moim osiedlu – Fot. Emilia Lis

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

Qi Gong – moje odkrycie miesiąca.

Zobaczyłam morze i oczy się zaświeciły. Usłyszałam delikatne dźwięki - odprężyłam się. Wykonałam pierwsze ruchy i wiedziałam, że będzie dobrze. Potem pojawiły się łzy i zszedł stres z ostatnich dni. Poczułam spokój w głowie, a energię w ciele. QiGong - moje odkrycie...

TOP 7 narzędzi przydatnych w tworzeniu treningów online

Jak zmontować trening video? Skąd brać zdjęcia? Jak stworzyć grafikę promującą treningi? Przed tobą 7 narzędzi których używam na co dzień w świecie treningów online i w ogóle podczas pracy w Internecie. Polecam je, bo bardzo ułatwiają pracę, są proste w obsłudze,...

Newsletter
Czy chcesz być na bieżąco?
Zapisz się na Newsletter, a nie przegapisz najnowszych wpisów.

Dodatkowo dostaniesz w prezencie Fitnessowe Must Know, czyli listę 6 rzeczy, które pomogą uniknąć fitnessowo-biznesowych problemów.

Zgoda